1/48 SPAD XIII
EDUARD
BUDOWA CZ.2 – MALOWANIE
Malowanie
Budowę zakończyłem mając osobno górny płat oraz kadłub wraz z płatem dolnym. Specyfika budowy wielopłatów wymaga pomalowania osobno tych dwóch podzespołów. Zacząłem oczywiście od podkładu. Lubię pana powierzchniaka, a że grubszych poprawek się nie spodziewałem natrysnąłem tego o gradacji 1200.
Niedoskonałości wyszlifowałem gąbeczkami ściernymi:
Kiedy powierzchnia była już przygotowana elementy konstrukcji wykonane z metalu natrysnąłem najpierw czarnym LP-5
A następnie srebrnym Mr. Color 8 – chodzi jedynie o odróżnienie tych elementów od reszty płatowca oraz przygotowanie bazy pod drobne zdrapki.
Jeśli o zdrapkach mowa to planując je wykonać użyłem do tego celu szuwaksu Miga nakładanego punktowo pędzlem w miejscach, gdzie chciałem farbę poprzecierać.
Jako, że Francuzi malowali elementy metalowe w kolorze kamuflażu lub zbliżonym do płótna, użyłem tutaj własnej mieszanki farb firmy Tamiya XF-2 oraz XF-60.
Teraz pozostało już tylko wykonać rysy przy użyciu nawilżonej w wodzie wykałaczki. Szkoda, że nie złota – wiem minus 100 do prestiżu ale jak wiecie staram się być eko.
Kolejnym krokiem było zamaskowanie żeber i krawędzi natarcia skrzydeł i kadłuba oraz stateczników i sterów wysokości w celu wykonania cieniowania. Używam do tego celu taśmy Aizu, która dostępna jest w szerokościach poniżej 1mm i zdecydowanie ułatwia życie.
Robota dość monotonna ale na szczęście samolocik niezbyt pokaźnych rozmiarów. Po zamaskowaniu psiknąłem całość XF-52 czyli ulubionym kolorem płaskoziemców. Nie trzeba robić tego idealnie – jest to wszakże baza a pewne nieregularności są wręcz pożądane.
Jako, że lubię eksperymenty modelarskie, postanowiłem tym razem jeszcze bardziej zróżnicować powierzchnie wykorzystując do tego celu Maskol nakładany gąbką.
Efekt był całkiem zadowalający choć może nieco zbyt widoczny – trzeba jednak pamiętać że późniejsze zabiegi zdecydowanie go przytłumi.
Mogłem zatem położyć finalną warstwę farby XF-57.
Teraz mogłem przygotować sobie górne powierzchnie do malowania kamuflażu. Chcąc nieco zaakcentować żebra i inne wystające elementy konstrukcji ale jednocześnie mając świadomość, że będzie to widoczne jedynie w nieznacznym stopniu poszedłem na skróty i zamiast skrupulatnie maskować wszystko znowu przy użyciu taśmy, natrysnąłem po prostu XF-64 jako szablonu używając kawałka papieru.
Mogłem zacząć właściwe malowanie francuskiego kamuflażu. Choć kolory podaje instrukcja to jednak po przejrzeniu źródeł postanowiłem luźno posiłkować się instrukcją Wingnut Wings dla samolotu Salmson 2A2. Jak już wspominałem przy okazji recenzji Hannovera – są to po prostu genialne źródła informacji.
Malowanki zacząłem od najjaśniejszego koloru czyli beżowego. Zgodnie z zaleceniami WnW dodałem do mieszanki nieco metalizera (o ile mi wiadomo dodawano do farb proszku aluminiowego).
Jak widać cieniowanie jest lekko widoczne spod powłoki malarskiej. Mogłem położyć kolejny kolor – tym razem jasno-zielony. Całość maskowałem magiczną plasteliną.
No i przyszedł czas na ciemną zieleń:
Ostatnim kolorem, który musiałem użyć to czarny
Na tym etapie podstawowe kolory zostały nałożone, wymagały one oczywiście pewnych retuszy.
Punktem kulminacyjnym czyli creme de la creme i sikalafo było położenie ulubionej farby wszystkich prawdziwych modelaŻy czyli Pactry, Paktreńki, Paktruni… szkoda, że nie czarna ale… Użyłem tu farby tego renomowanego producenta, z tego prostego powodu, że akurat ten kolor wydał mi się tu najbardziej odpowiedni z tego, co miałem pod ręką a dodatkowo prestiż płynący z jej użycia jest nie do przecenienia.
W międzyczasie przygotowałem sobie karabiny – malując je pigmentem w kolorze, co zapewnie zdziwi wielu – Gun Metal.
Całość pokryłem także lakierem bezbarwnym i zainstalowałem kulomioty.
Kolejnym krokiem były następne warstwy lakieru oraz nałożenie kalkomanii.
Model popaćkałem moim ulubionym łoszem czyli Starship Filth – fajna nazwa kojarzy się z Cradle of Filth, choć zespół lubię zdecydowanie mniej od tego łosza.
Dolne powierzchnie maziałem natomiast olejną sienną paloną
I zapewne nie jest zaskoczeniem, że potem wszystko ścierałem patyczkiem higienicznym nasączonym w Eko-1.
Następnie dodawałem jeszcze głębi nieco ciemniejszym kolorem.
Wydechy natomiast potraktowałem suchymi pigmentami imitując stal i rdzę.
Teraz mogłem już przykleić górny płat na miejsce.
Na tym etapie pomalowałem także śmigło oraz rozpórki a szerzej jak to zrobić można przeczytać tutaj.
Nieco inne podejście miałem do powierzchni górnych. Tutaj postanowiłem zastosować znaną z pancerki biedronkę. Wszystko po to żeby nieco zróżnicować powierzchnie i dodać im nieco życia.
Na powierzchnie modelu nakładałem małe ciapki z farby olejnej.
Następnie rozcierałem je przy użyciu szerokiego pędzla nasączonego nieznacznie w Eko-1 aż do uzyskania delikatnych jedynie zmian w kolorze bazowym.
Brzydzenie
Tym sposobem dobrnąłem do tego, co tygrysy lubią najbardziej czyli błota, yyy może nie tylko błota ale będzie również i ono.
Zacząłem od różnego rodzaju wycieków jak olej czy brud z silnika, które wykonałem odpowiednio – Engine Grime oraz Engine Oil od AK.
Przy użyciu pigmentów oraz specyfików do tworzenia błota pokryłem nim odpowiednie miejsca najbardziej narażone na jego osadzanie. Do stworzenia rozbryzgów użyłem pędzla nasączonego płynem, na który psikałem sprężonym powietrzem.
Wykorzystałem również Weathering Stick firmy Tamiya.
Model był w zasadzie skończony. Pozostały do zrobienia jedynie naciągi, o których pisałem już w osobnym artykule.
Pozostało zatem zaprezentować małą galerię tego, co udało mi się zrobić z modelem Eduardowego SPADA XIII. Z założenia był to model spudła i nie licząc śrub rzymskich, taki właśnie jest. Zabawa była całkiem przyjemna a proces sklejania dużo przyjemniejszy niż zarzucają temu modelowi niektórzy.
Filip “Xmald” Rząsa