1/72 Messerschmitt Bf 109E-4
Special Hobby – SH72439
Budowa
Emil w 1/72 ze Special Hobby – co nie jest tajemnicą – powstał we współpracy z Eduardem. Oparty został bowiem na tym samym opracowaniu, co edkowe Bf 109 E w 1/32 i 1/48. I to oparty całkiem szczegółowo. Nie jest to pantografowe pomniejszenie, ale blisko do takiego właśnie. Oznacza to, że omawiany tu model jest dość zaawansowany technologicznie i przez to może nie tyle skomplikowany, co jednak wymagający uwagi i staranności. Szczególnie, że to jednak owoc technologii szortranowej. Jak doskonała technicznie nie byłaby forma, to ze względu na materiał, z jakiego jest wykonana, liczyć się trzeba z drobnymi zniekształceniami elementów, w zależności od egzemplarza. Prawdę mówiąc, ja na wynikające z powyższego ułomności nie trafiłem podczas prac, ale miałem na to baczenie i zalecam je każdemu, kto weźmie Emila z SH ‘na warsztat’. Właśnie dlatego w wielu miejscach przygotowywałem sobie znacznie więcej elementów, niż sugerowały to poszczególne etapy prac opisane w instrukcji – tak, by móc pozycjonować względem siebie całe sekcje, a nie poszczególne części
I tak na przykład – budując magazynki uzbrojenia, niezwłocznie po sklejeniu ich ścian…
…dobrze jest złożyć je, nawet bez kleju (choć tu nic nie stoi na przeszkodzie by skleić wszystko od razu) z główną sekcją kabiny
Podobnie, po wklejeniu tylnej ściany…
…właściwym jest dopasowanie jej do prowadnic w połówkach kadłuba
A w sumie nie zaszkodzi pozostawić na czas schnięcia całej sekcji zamkniętej w kadłubie. Niesklejonym – rzecz jasna
To naturalnie jedynie początek prac nad wnętrzem w tym modelu. A prac tych jest całkiem niemało. Zacznę może od tego, co akurat uznać można za ważne najmniej. Mowa o silniku. Podobnie jak w modelach Eduarda, dostajemy jego makietę. Choć dalece uproszczoną
Wydaje mi się, iż myśl o eksponowaniu tego, co oferuje zestaw, należy odrzucić. Tu zda egzamin dopiero wysokiej jakości zamiennik żywiczny. Niemniej jednak posklejać silnik trzeba, bo stanowi on element konstrukcyjny (do niego choćby montuje się śmigło). Dodatkowo, niektóre jego fragmenty majaczą potem przez otwory w poszyciu
Wróćmy jednak do szoferki. I do krzesełka, któremu – jak już sugerowałem to w recenzji – trzeba poświecić nieco pracy. Niezbyt skomplikowanej, bo chodzi o nadanie krawędziom subtelności. Rzecz prosta w wykonaniu – wystarczy lekko sfrezować skrobakiem plastik
Zwracam uwagę, że fotela nie odcinałem od ramki, ponieważ wyszlifowanie tego łączenia na dowolnym etapie nie mogło być kłopotliwe. Za to kawałek wypraski pozwalał na bardziej wygodne manipulowanie tym małym elementem. Podobnie zresztą rzecz się miała w przypadku pedałów
Ponieważ można im wiele zarzucić, ale nie to, że są eksponowane, poprzestałem na starannej ich obróbce oraz dodaniu uproszczonych imitacji pasków wykonanych z kawałków polistyrenu 0.15mm
Systematycznie wklejałem kolejne drobiazgi
Niektóre sekcje, dla lepszego dopasowania, ale jednak ‘na sucho’, na czas schnięcia poszczególnych spoin ściskałem z kabiną…
…choć w etapie malowania miały pozostać osobnymi fragmentami
Na półce za tablicą przyrządów montuje się uzbrojenie. Wybrać można wariant z kompletnymi karabinami albo same lufy. Jeżeli nie planuje się eksponować tej sekcji, to lufy w zupełności wystarczą. U mnie dodatkowym argumentem za użyciem wariantu uproszczonego były uszkodzenia karabinów kompletnych
A w sumie to najlepiej zamontować tutaj metalowe lufy toczone przez MASTERa.
Jak się ich nie ma, to pamiętać trzeba o nawierceniu plastiku. Tutaj najlepiej sprawdza się ostrze igły iniekcyjnej
Przed wklejeniem czegokolwiek w połówki kadłuba trzeba te ostatnie skompletować. Wybrane panele są osobnymi elementami – tak by dawać możliwość eksponowania bebechów. Podobno bywają problemy z ich dopasowaniem. Ja sprawdziłem na sucho, gdzie muszę delikatnie (bardzo delikatnie) podszlifować krawędzie, by wszystko wpasowało się jak rękawiczka na dłoń
Żeby uniknąć uszkodzeń powierzchni i wypływającego roztopionego plastiku, użyłem ‘szybkiej’ wersji cienkiego kleju, którym linie styku elementów potraktowałem z wyjątkową ostrożnością
Kolejny detal, któremu trzeba poświecić uwagę, to wydechy. Tak, to prawda, widoczne są tylko z zewnątrz, ale wkleja się je od środka. Ponieważ gdy budowałem ten model, na rynku nie było jeszcze dodatków do niego, musiałem samodzielnie zająć się otworami w rurach wydechowych, których niestety w plastikowych elementach nie ma
Ponownie zwracam uwagę, że dla wygody manipulowania elementami nie odcinałem ich od ramki. Zresztą jej fragment, stanowiący uchwyt, przydatny był również podczas wklejania elementów w kadłub
Dopiero gdy spoiny odpowiednio się utwardziły, resztki ramki odciąłem, a nadlewki zeszlifowałem – na wszelki wypadek – by nie wadziły z silnikiem
Ostatnim elementem, o którego wklejeniu trzeba pamiętać, jest kółko ogonowe. Pamiętać o wklejeniu, a potem zważaniu, by go nie ułamać (mnie się oczywiście udało, na sam koniec malowania)
Tym samym wszystkie podzespoły wnętrza kadłuba miałem gotowe do malowania
Malowanie zacząłem zwyczajowo – czy raczej rutynowo – od podkładu ze srebrnej farby Mr. Color C8
Jako koloru bazowego użyłem Real Color RC266 RLM 02. I nie upieram się, że był to najlepszy wybór – powinienem był raczej sięgnąć po RC265, czyli wersję wcześniejszą tego koloru. No ale stało się, jak się stało, po co drążyć temat…
Następnie natrysnąłem niezbędne rozjaśnienia oraz pokolorowałem detale. Te ostatnie, rzecz jasna, już z pomocą pędzla i przy użyciu winylowych akryli wodorozcieńczalnych
Do podkreślenia detali użyłem Skeleton Horde Contrast z linii Citadel Colour – specyficznej, transparentnej farby. A po wodnego łosza sięgnąłem dlatego, że do takich niewielkich powierzchni i szczegółów na nich nadaje się zupełnie dobrze, a jednocześnie błyskawicznie wysycha
Nie było moim celem budowanie tej miniatury prosto z pudła. Niemniej jednak zdecydowałem, że nie będę szukał zamienników pasów, które – przypomnę – dostajemy tutaj w formie kalkomanii…
…a zamiast tego sprawdzę pewien pomysł. Pomysł polegający na wycięciu kształtu kalkomanii wraz z papierowym podkładem
Aby zapobiec mechaceniu krawędzi i utrwalić ułożenie tak przygotowanych pasków, postanowiłem nasączyć je delikatnie klejem PVA. A żeby uniknąć konieczności dodatkowego retuszowania białych krawędzi, do kleju dodałem od razu nieco brunatnej, transparentnej farby
Technika wymaga dopracowania, ale wydaje mi się, że ma szanse być budżetowym rozwiązaniem w kabinach, które nie są przesadnie eksponowane
Po stałych elementach gry, czyli nałożeniu kalkomanii na tablicę przyrządów i wydrapaniu kilku uszkodzeń w farbie, mogłem wszystkie pozostające osobno sekcje zacząć sklejać w całość
Po sklejeniu połówek kadłuba oraz niezbędnych szlifach, retuszu wymagał rejon zagłówka
To bez kombinacji – po prostu zamaskowałem szeroką taśmą wnętrze kabiny i wspomnianą ścianę pomalowałem od nowa
Mimo naprawdę bardzo dobrego dopasowania elementów do siebie, łączenie połówek kadłuba w rejonie spoin wymagało nieznacznej obróbki pilnikiem…
…i drobnymi gąbkami polerskimi
Piłką żyletkową pogłębiłem i wyrównałem linie podziału, które przy krawędziach od początku były bardzo delikatne (ze względów technologicznych), a po powyższych zabiegach zanikły niemal w zupełności
Podobnie zresztą, jak i niektóre inspekcje
Pamiętać też trzeba, że ogon Messerszmita w oryginale również składał się z dwóch połówek (z grubsza), zatem podkreślić i wyrównać trzeba również imitację ich styku
Po tych zabiegach należy wygładzić krawędzie drapanych zagłębień – z powodzeniem spisuje się w tym zadaniu wełna stalowa
Instrukcje montażu zazwyczaj zostawiają kwestię oszklenia na sam koniec prac. I zazwyczaj także jest to dalece niepraktyczne. Dostęp do kabiny jest bowiem bardziej wygodny, gdy nie ograniczają go choćby skrzydła. Dlatego właśnie teraz przykleiłem wiatrochron i tylną część oszklenia
Otwieraną część wstawiłem jedynie na sucho – tak by jednak dopasować do siebie wszystkie trzy elementy, a całą sekcję przeźroczystą z kolei do kadłuba. Nie przyklejałem jej jednak, tak by do samego końca prac mieć nieograniczony dostęp do wnętrza kabiny – w której nagle może pojawić się jakiś paproch, który przemieści się z wnętrza kadłuba. Nie wspominając o zaparowanych od wewnątrz szybkach…
Naturalnie, na tym etapie szklarnię okleiłem również maskami, które – przypomnę tę skandaliczną kwestię – są osobnym zestawem
W modelu nie ma imitacji cięgien steru kierunku – są jedynie rynienki, w których się one poruszają
I bardzo dobrze, bo płaskorzeźba na poszyciu wyglądałaby tak sobie. Z kolei samodzielne wykonanie ich imitacji jest zupełnie banalne. Najłatwiej dostępnym ich budulcem będzie rozciągnięty nad ogniem kawałek ramki
Wkleiłem dłuższe fragmenty tak przygotowanego pręcika…
…by dopiero po zamontowaniu steru przyciąć je na odpowiednią długość
Stateczników poziomych nie wklejałem – zwykłem robić to dopiero po sklejaniu kadłuba z płatem. A skoro o nim mowa… Tu też w paru miejscach poświęcić sprawie trzeba było nieco więcej uwagi. Przede wszystkim chłodnice. Ich wloty i wyloty są całkowicie gładkie, a w gotowym modelu jednak odrobinę widoczne
Co ciekawe, w modelu wersji E-3, który wyszedł nieco później, w kalkomanii znajdziemy imitację montowanych tu siatek
Ja takich nalepek nie miałem. Zresztą i tak nie jestem przekonany, czy bym je użył. Zamiast tego, w polistyrenie 0.25mm wydrapałem piłką żyletkową drobne karbowanie
Fragmenty tak spreparowanego plastiku zamontowałem we właściwych miejscach
Podobnie zwaloryzowałem wylot chłodnicy pod silnikiem
Bardziej dla formalności, bo jednak ruchoma klapka zasłania tę powierzchnię w dużym stopniu. Klapka, której wklejenie wymaga dużej ostrożności…
…i późniejszego dokładnego wykończenia miejsca spoiny – tu sprawdził się skrobak z włókna szklanego z GSW.
Imitację kratki dorabiałem jedynie na tylnej powierzchni, ponieważ wlot jest dość skutecznie przesłonięty miniaturowym spoilerem
Klapy i lotki są świetnie dopasowane do skrzydła. Sęk jednak w tym, że (podobnie jak w większych protoplastach z Eduarda) ich mocowania zaprojektowane są tak, że ustawiają te elementy w jednej tylko pozycji
Co prawda instrukcja montażu podpowiada, że klapy można zamontować opadnięte albo na równi ze skrzydłem…
…to montaż w tej drugiej pozycji wymaga usunięcia bolców mocujących
Podobnie lotki teoretycznie można wkleić w dowolnej pozycji…
…jednak domyślnie mają one ułożenie neutralne. Ale akurat to mi odpowiadało, wiec bez zbędnej zwłoki elementy wsunąłem we właściwe miejsce…
…a styk podlałem delikatnie ‘szybkim’ cienkim klejem
Klapy, mimo że pozbawione solidnych bolców mocujących, to jednak siadają we właściwym miejscu zupełnie solidnie. Tutaj ponownie kleiłem bardzo delikatnie, tak by roztopiony plastik nie wypłynął w zagłębieniu na styku klapy i skrzydła
Nieco więcej uwagi wymagały sloty. Tutaj znowuż bolce mocujące ustawiają te elementy w pozycji wysuniętej
By je zamknąć, w pierwszej kolejności należy odciąć znaczący fragment mocowania
Sloty pasują bez zastrzeżeń, ale są naprawdę delikatnymi elementami. Dodatkowo, przerwa między nimi a skrzydłem jest niewielka. Podchodząc do klejenia ze zbyt dużym rozmachem, łatwo o uszkodzenia czy zalanie wspomnianych detali. Aby bezpiecznie je przykleić, kilkukrotnie posmarowałem cienkim klejem powierzchnię natarcia pod slotem
Gdy powierzchnia zmiękła – choć nie na tyle, by rozpuszczony plastik pływał po niej – mogłem ostrożnie zamocować slot we właściwej pozycji. I pozostawić do wyschnięcia spoin, gdyż naciśnięcie na jego krawędź mogłoby wycisnąć miękkie spoiwo
Dopiero po wklejeniu slotu mogłem śmiało wyszlifować jego krawędź z pozostałości łączenia formy. Wcześniej nie chciałem tego robić, bo tak delikatny i wiotki element wyginałby się podczas piłowania, co owocowałoby nierównomiernym ścieraniem powierzchni
Gotowy płat mogłem skleić z kadłubem. W moim egzemplarzu obydwa segmenty pasowały do siebie niemal idealnie
Naturalnie miejsca łączenia wymagały zaszpachlowania. Tym bardziej, że granica płata i kadłuba nie pokrywa się z podziałami poszycia w prawdziwym samolocie
Linie łączenia zalałem czarnym klejem cyjanoakrylowym, a następnie powierzchnie wyszlifowałem pilnikami różnej gradacji i wielkości
Dostęp do okolic chłodnicy oraz specyficzne ukształtowanie powierzchni nie ułatwiały obróbki. Tutaj zacząłem od splanowania delikatnego uskoku skrobakiem Trumpetera…
…a do prac wykończeniowych użyłem mikro pilniczków z Hobby Elements
Po powyższej obróbce musiałem odtworzyć tudzież pogłębić linie podziału. Oraz oczywiście uzupełnić nitowanie – miejscami niewystarczająco wyraźne, a gdzie indziej uszkodzone szlifowaniem
Skrzydła stanowią dobry punkt odniesienia dla zachowania prawidłowej geometrii stateczników poziomych podczas ich montażu
Tym bardziej, ze ich zastrzały nie są tutaj pomocne. Choć ostatecznie pasują w swoje miejsca idealnie
Na koniec przygotowałem resztę drobiazgów jak śmigło czy koła. Wszystkie one jednak pozostały osobno na czas malowania
Malowania, o którym przeczytać można w kolejnej części relacji z prac nad tym modelem
Z kolei o użytych w nim kalkomaniach, nieco więcej przeczytać można już w ich recenzji
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Jakiś pomocny komentarz/wnioski? Warto/nie warto kupić? Dobra miniatura/nie dobra?
Kupić albo nie kupić- wedle uznania.
Z jakiej firmy używa Pan “Niterkę”?
Nitowadło? RB Production