1/48 Fw 190A-8
Eduard – 84122
Wiwisekcja
Moja skromna osoba i dowództwo Luftwaffe mają jedną wspólną cechę: uważamy, że nie ma czegoś takiego jak za dużo Focke-Wulfów. Nikogo więc nie zdziwi, że nie mogłem się doczekać, aby rozbebeszyć którąś z nowych eduardowskich Fok – czy to A-8/R-2, czy A-8 w profipacku, czy w końcu A-8 w wydaniu weekendowym. Szczególnie, że do tej pory Eduard miał w temacie co nieco za uszami – niesławna ‘stara’ edycja Fw 190 A stanowi jeden z wyjątków od generalnej zasady, że produkty tej firmy to modele dobre. Nowy zestaw budził więc wielkie nadzieje, ale też wielkie obawy. W moje ręce wpadła edycja weekendowa, którą miałem też przyjemność recenzować na łamach portalu – i to właśnie ona poszła pod mój nóż, pardon, skalpel.
Budowę, zgodnie z sugestią z instrukcji, zacząłem od przygotowania elementów kokpitu.
Części są doskonałej jakości – tylko drążek sterowy wymagał minimalnej uwagi i usunięcia szwu po formie gąbką ścierną Tamiya. Jak należało się spodziewać, również montaż nie przysporzył żadnych problemów:
Jak łatwo zauważyć, wybrałem gładkie panele, a to dlatego, że zamierzałem do modelu włożyć eduardowską blaszkę, której pierwsze elementy, czyli pedały, już widać na powyższym zdjęciu. Miłośników malowania guziczków wykałaczką i tych, którzy nie mają zamiaru inwestować w waloryzacje uspokajam: kokpit jest naprawdę ładnie odtworzony w plastiku:
Kolejnym etapem było zapodkładowanie wszystkich elementów szoferki Mr. Surfacerem 1500 i pomalowanie ich gunzowskim RLM 66, czyli H417. Skórzane siedzisko pilota otrzymało bazę z Tamiya XF-8 Hull Red. Bardzo nienatrętne i stanowiące w zasadzie sztukę dla sztuki cieniowanie to efekt rozjaśnienia za pomocą Tamiya XF-20 Neutral Grey.
Po wklejeniu siedziska i zapędzelkowaniu paru detali przyszła kolej na blaszki. Niestety, tutaj pojawia się tradycyjny kłopot z kolorowymi fototrawionkami do Luftwaffe autorstwa Eduarda: czeska interpretacja RLM 66 znacząco różni się od japońskiej interpretacji spod znaku Gunze, którą nasi południowi sąsiedzi sami polecają w swojej instrukcji…
Nie ma wobec tego innego wyjścia jak retusz. Moja sprawdzona metoda to po prostu maźnięcie powierzchni blaszek bardzo rozcieńczoną Gunze H417, tak aby ujednolicić kolorystykę w obrębie szoferki. Różnica jest nadal zauważalna, jednak w ciasnym kokpicie Focke-Wulfa w zasadzie zanika zupełnie.
Warto wspomnieć, że blachy pasują w zasadzie idealnie. Po wspomnianym retuszu i powklejaniu wszystkich dźwigienek, wajch, wihajstrów i innych pierdoletów efekt jest następujący:
EDIT: Czujni czytelnicy alarmują, że tablica przyrządów nie powinna być pochylona w stosunku do paneli bocznych, a ustawiona prostopadle. Problem w tym, że w zestawie spozycjonowana jest właśnie w ten sposób i w tym niepoprawnym ułożeniu wchodzi normalnie do kadłuba. Wniosek z tego taki, że żeby zamontować ją poprawnie, trzeba będzie jednak podłubać…
Tak przygotowany kokpit zabezpieczyłem lakierem Hataki Gloss Lacquer Clear Coat, moim zdaniem bezkonkurencyjnym na rynku, a następnie potraktowałem dość symbolicznie maziajami od AK. Symbolicznie, bo według planu samolot miał być raczej czyściochem niż maszyną po przejściach – nie chciałem więc, aby kokpit się wyróżniał.
Nie pozostało nic innego, jak wkleić (bezproblemowe) pasy pilota i wszystko razem zabezpieczyć matowym odpowiednikiem wyżej wspomnianego lakieru.
W międzyczasie, za pomocą metalizera AK486 Gunmetal oraz czarnej pakt… pardon, Tamiyi, pomalowałem plastikowy silnik. Budzi on zdecydowanie ambiwalentne uczucia, ponieważ przypomina raczej element szortrana w 72 niż wielkoseryjnej produkcji w 48. Z drugiej jednak strony – w Focke-Wulfach naprawdę tych silników nie widać… Efekt wzmocniłem siuwaksem AK-Interactive imitującym olej używany w samolotach.
Wszystko to wpakowałem do kadłuba. Bez najmniejszych problemów. Wszystko do siebie pasuje, nie ma żadnych szpar, dziur, nierówności, wystarczy przelecieć pilnikiem krawędzie. Z jednym wyjątkiem, mianowicie szwu na spodzie i górze ogona: wskutek niedolania tworzywa na krawędzi elementu powstały tam małe zapadlinki, których jednak nie jest trudno się pozbyć.
Kolejnym krokiem sugerowanym w instrukcji, której staram się wiernie trzymać, jest montaż wnęk podwozia. Podobnie jak w przypadku innego niedawnego wypustu Eduarda, Mustanga, zestaw oferuje je w formie garści siana:
Na szczęście jest to garść doskonale pasująca do siebie, którą wystarczy poskładać jak klocki. Warto dodać, że do tej pory ani jednej części z zestawu nie trzeba było obrabiać bardziej, niż przejechać po szwie gąbką ścierną. Napisałem “do tej pory”, ponieważ dolny wylot wydechów był prawie całkowicie zasłonięty cieniutką nadlewką. Na szczęście żal krótki i szkoda niewielka – wystarczy ostrożnie podziałać skalpelem. Nawiasem mówiąc, sokole oczy kolegów-współmodelarzy dostrzegły już zapewne na zdjęciu wyżej, że zestawowe wydechy wymieniłem na żywiczne, brassinowe. Różnią się od fabrycznych tylko tym, że mają od razu wyfrezowane otwory, a ja jestem leniwy i nie chciało mi się dłubać w plastiku.
Żeby niepotrzebnie nie przynudzać: proces zdobniczy w wypadku podwozia przebiegł dokładnie tak samo, jak w wypadku kokpitu: Mr. Surfacer 1500, H70 od Gunze, lakier błyszczący Hataki, wash AK-Interactive, lakier matowy Hataki. Warto wspomnieć, że lufy są fabrycznie nawiercone!
Wszystko bezproblemowo zmieściło się w środku, skrzydła niemal doskonale pasują do siebie obrysem, ale krawędzie natarcia miały niewielki uskok – trzeba było go zniwelować drobnoziarnistym pilnikiem. Po odtworzeniu przebiegających przez nie linii podziału za pomocą ułomka czeskiej piłki można lecieć dalej. Nic wielkiego.
Tym samym dotarłem do newralgicznego punktu budowy każdej Foki, to znaczy pokryw silnika i km-ów. Jest to miejsce, które zazwyczaj pochłania większość czasu przy budowie dowolnego zestawu tego samolotu – skomplikowany kształt dekli i obfite w detale powierzchnie to nie jest dobre połączenie. Różni producenci różnie sobie z tym radzą, ale niemalże zawsze jest to element problematyczny. Tymczasem, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, Eduard się postarał i wszystko pasuje do siebie niemal idealnie (tu złożone na sucho).
Warto zauważyć, że zachowany został charakterystyczny uskok między elementami osłony silnika. W dodatku lufy km-ów znów są lufami nawierconymi, co pewnie budzi niepokój wśród projektantów Mastera. Ponieważ także skrzydła pasują do kadłuba jak ulał, montaż sylwetki był czystą przyjemnością:
Symbolicznej korekcie muszą ulec jedynie mikroskopijne schodki na łączeniach elementów, jednak równie dobrze można je zostawić: i tak znikną pod podkładem i farbą. Również montaż lotek, usterzenia poziomego i pionowego przebiegł bez najmniejszych problemów.
Wobec tego mogłem przystąpić do obróbki bryły. Nie robiłem tego wcześniej, bo serdecznie nie znoszę tego etapu budowy i wolę szpachlować naraz, kiedy już widzę wszystkie miejsca wymagające poprawki. Jedynie krawędzie natarcia przeszlifowałem od razu, bo trudniej robi się to w sklejonym samolocie. Tak więc za pomocą kleju CA oraz różnorodnych materiałów ściernych poprawiłem wspomniane wyżej niedolewki na łączeniach połówek kadłuba…
… a następnie czeską piłką i riveterem-nitowadłem od RB Productions odtworzyłem zanikłe linie podziału i nitowanie.
Mikroszparki i dziurki pozostałe na przedzie kadłuba zaszpachlowałem białą Tamiya Putty, którą zmyłem od razu na mokro za pomocą patyczka higienicznego umoczonego w zmywaczu Wamodu. Na końcu przeleciałem tu i ówdzie pilnikiem. I do tego w sumie sprowadza się obróbka tego modelu. Co za tym idzie, od razu można go uznać jako hajli rekomended dla początkujących, szczególnie, że liczba części ani ich skomplikowanie nie porażają.
Kolejny sugerowany etap budowy to posklejanie podwozia. Koła składają się z osobnych opon (do wyboru dwa warianty, z bieżnikiem i bez) i felg, co bardzo ułatwi malowanie – tutaj pozczepiane roboczo na maskolu:
Budowa zaczęła zbliżać się ku końcowi. Na tym etapie instrukcja zasugerowała załatanie dwóch paneli na spodzie skrzydeł, aby zrobić miejsce pod kalkomanie – lub, jak w moim wypadku, blaszki – co też zrobiłem.
Przygotowałem też do montażu całą drobnicę: elementy podwozia, anteny, rurkę pitota i tak dalej. Niestety, okazało się, że plastikowe lufy głównych km-ów co prawda owszem, są nawiercone, ale też nad wyraz delikatne – jedną ułamałem przy obróbce. A jak by tego było mało, są także nie do końca równe. Gdy pogodzę się z tą zdradą, zamienię je prawdopodobnie na mosiężne rurki. Minimalny kłopot sprawił też stelaż na podwieszany zbiornik paliwa – wymagał odrobiny szpachlówki. Poza tym wad nie stwierdzono.
Wobec tego nie pozostało nic innego, jak wkleić w kadłub idealnie pasujący wiatrochron, a następnie poskładać to wszystko w całość za pomocą maskolu i patafixu, tak, żeby nie rozwaliło się przy zdjęciach, co z uwagi na specyficzną geometrię podwozia nie było wcale łatwe. Jak już wspomniałem, model mogę polecić zarówno zaawansowanym modelarzom, którzy chcą zbudować zamkniętą Fokę, jak i początkującym. Największy kłopot, czyli niedolewki przy krawędziach kadłuba, równie dobrze mógł być wadą fabryczną egzemplarza – a co za tym idzie, trudności tu w zasadzie brak…
A zmalować można choćby tak:
Marcin Świątkowski
P.S. – Osobom zainteresowanym szczegółami technicznymi polecam komentarz Jakuba Plewki poniżej – sporo istotnych praktycznych uwag w kwestiach merytorycznych.
P.S.2 – a gdyby ktoś chciał poczytać więcej o malowaniu, to uwadze polecić można artykuł Tomasza:
Zacznijmy od tego, że Fw 190 Eduarda, którykolwiek z nowej serii, to świetny dopracowany i naprawdę bardzo dobry model tej maszyny. Eduard zrobił ogromny postęp względem pierwszej edycji z połowy lat dwutysięcznych i oferuje model na wyjątkowym poziomie. Zdecydowanie jest to wart polecenia zestaw dla każdego, od amatora modelarstwa po fana Fw 190. W niniejszej recenzji zauważyłem kilka drobiazgów, które z początku wydały się błędami montażu ale po zerknięciu do instrukcji (bo kto czyta instrukcje…) okazuje się, że problem tkwi głównie tam. Jak sygnalizowałem na fanpage na FB autor recenzji wkleił dolną tablicę przyrządów bardzo płasko, mocno pochyloną do tyłu. Takie jej ułożenie po pierwsze wydaje się logiczne patrząc na kabinę w ogóle a i rysunek w instrukcji sugeruje jej odchylenie. W rzeczywistości tablica była pochylona bardzo nieznacznie i pratycznie ułożona była prawie prostopadle do paneli bocznych natomiast co ważne: w modelu w ścianach kadłuba są wykonane specjalne podcięcia pod jej ułożenie. Frontem powinna dotykać dwóch podłużnych wzmocnień na burtach kabiny a tyłem zapierać o wspomniane podcięcie. Jeśli ją się pochyli mocniej i zignoruje fabryczne bardzo wątłe kołeczki ustalające to może być problem z szerokością kadłuba – tablica go lekko rozepchnie a co za tym idzie panel z górną tablicą może źle pasować. Warto zwrócić tu uwagę i zmontować to nie tak jak pokazuje rysunek a bardziej tak, jak naturalnie te części same do siebie pasuja. Druga ciekawa sprawa to rejon spodu skrzydła i wskazane przez Eduarda rozwiązanie polegające na szpachlowaniu jednych i naklejaniu innych detali w okolicę komory działka. O co tu chodzi i jak to trzeba ogarnąć? Samolot Fw 190 A-8 produkowano z dwoma a tak naprawdę to trzema typami płata. Nie chcę wnikać w szczegóły budowy wnętrza bo ich w modelu nie widać ale zasadniczo chodziło o to, że w płacie wczesnym dało się zabudować tylko działka 20mm natomiast w płacie późnym, zmodyfikowanym możliwe było montowanie działek 30mm w zewnętrznych komorach. Model tak jak jest, jak go wyjmiemy z pudełka ma płat wczesny. Powierzchnia nad działkiem jest gładka, nie powinno być naklejanego wytłoczenia (el B27/B28). Nic nie szpachlujemy, zostawiamy jak jest. I tu jest w miarę OK wczesny płat. W miarę, bo jest kilka drobiazgów w kształcie samej pokrywy działka ale to jest juz temat dla Rabinów tematu 🙂 ). Natomiast późny płat, ten przemeblowany lekko wewnątrz by zmieścić działko 30mm ma przynajmniej dwie a najczęściej trzy widoczne różnice. Pierwszą jest obecność tych naklejanych bąbli B27/B28. One muszą być, bo działko 30mm było ciut za wysokie i wystawało, to wycięto otwór i załatano bąblem. Pod spodem płata znikł owalny wziernik tuż przy pokrywie działka, od wewnątrz a w jego miejsce pojawił się większy, podłużny prostokąt z zaokrąglonymi rogami. Tu eduard każe szpachlować ten owalny i nakleić blaszkę PE33. Tak naprawdę, to powinno się wyrysować kształt tej blaszki PE33 w miejscu wcześniejszego owalu. O co tu chodzi i po co to. Otóż owalny wziernik w skrzydle wczesnym służył do opróżniania komory skrzydła z łusek wystrzelonej 20mm amunicji. Dla działka 30mm w skrzydle późnym musiano wyciąć większy otwór, zeby łuski mogły być wyrzucane na zewnątrz. Stąd otwór był większy, bo łuska większa i jeśli montowane było działko 30mm to otwór był otwarty (zobacz model Fw 190 A-8/R2 chociażby) natomiast jeśli w skrzydle późnym było działko 20mm to łuski znów trafiały do komory w skrzydle a większy otwór był zamykany zaślepką i na ziemi otwierany i działało tak jak wcześniej. Dlatego jeśli Fw 190 ma nad działkiem to wytłoczenie na górze płata to na spodzie zgodnie z projektem musi być ten prostokątny większy wziernik (przypomnam, blaszka PE33). Nie ma innej opcji. Jeśli z dołu widać prostokątny wziernik, na górze na 100% jest wypukłość (B27/B28). Jeśli jest inaczej, proszę mi podesłać takie zdjęcia bo to wyjątek do indywidualnej analizy). Na sam koniec tego wywodu pokrywa działka. Jak mamy wariant późny, ten z prostokątem pod i wytłoczeniem nad działkiem to najczęściej, choć są pewne wyjątki, ale najczęściej na pokrywie działka jest tylko podłużne wytłoczenie i wycięcie w formie małego prostokąciku do usuwania ogniwek z taśmy działka 20mm. We wczesnym wariancie i to mamy w modelu, jest tam taki wystający cycek. W wersji późnej powinien być zeszlifowany i w jego miejscu powinno być małe wycięcie. Tu jest zdjęcie jak to powinno wyglądać: https://imodeler.com/uploads/2019/09/u/ulflundberg_190909_5d76373ed9b6f.jpeg?13059 Na koniec jeszcze jest kwestia obrysu samej pokrywy ale tu jest większa filozofia, różnice są widoczne dopiero jak się przyjrzeć lepiej to pominąć bo korekta może być trudna i dla większości budujących model niepotrzebnie psująca i zabawę i wygląd elementu jak coś się nie uda. Tyle słowem wyjaśnienia wątku z FB, gratuluję udanej budowy modelu, wszystkiego dobrego.
Bardzo dziękuję za gruntowne omówienie tematu!