1/72 P-51D Mustang
Eduard – R0021
Budowa
Budowę modelu Eduarda, którego w wersji Royal Class opisywałem już na tym portalu rozpocząłem tradycyjnie: od kokpitu. I tak naprawdę nie ma się co tutaj zbyt rozpisywać, bo na tym etapie model Eduarda dostarcza w zasadzie tylko radości. Aczkolwiek, jak widać na poniższych zdjęciach ten mały samolocik to wcale skomplikowana miniatura.
Ilość części i podzespołów przygotowanych do malowania jest naprawdę spora. Jeżeli więc ktoś liczył na to, że ten model będzie prostszy w montażu niż Mustang od Arma Hobby to się grubo pomylił.
Budowy zestawu Royal Class nie ułatwia też fakt, że ilość opcji, wersji i pod wersji jest tak duża, że trzeba być czujnym na każdym etapie budowy. Każda z propozycji malowania ma w zasadzie swoją niepowtarzalną kombinację detali. Jednak przed malowaniem potraktowałem wszystkie części degreaserem od Modellers World.
Pierwsza warstwa to oczywiście podkład, czyli mój ulubiony Mr. Surfacer 1500 Black. Nie tylko tworzy porządną bazę pod kolejne warstwy farb i siuwaksów, ale doskonale uwidacznia miejsca wymagające poprawek w obróbce tworzywa.
Główne kolory wnętrza to zielony Interior green, rozjaśniany w eksponowanych miejscach. Detale w kokpicie zacząłem malować pisakami od AK Interactive, z którymi bardzo się polubiłem. Używanie ich do kolorowania małych detali nie jest proste, ale jedyne co potrzeba to zrozumienie ich działania oraz trochę treningu. Efekty są bardzo dobre, nie odbiegające od malowania winylowymi akrylami, a do tego znacznie szybsze.
Kolejny etap to wash, który wykonałem specyfikami od Modellers World, które szczegółowo opisał Karol. Muszę powiedzieć, że w połączeniu z ich rozcieńczalnikiem do farb olejnych i emalii działają doskonale. Szczególnie przypadł mi do gustu kolor earthy grime. Bardzo naturalny, który nie tylko uwypukla detale, ale tworzy pierwszą warstwę imitacji brudu.
Drugim najważniejszym kolorem we wnętrzach amerykańskich maszyn z okresu II Wojny Światowej jest zinc chromate yellow, który natrysnąłem bezpośrednio na czarny podkład, dla uzyskania imitacji cieni w zagłębieniach.
W modelu Mustanga od Eduarda fototrawiona tablica z zegarami bije na głowę połączenie plastiku z kalkomanią. Jednak po naklejeniu blaszki na plastik stwierdziłem, że szkiełka zegarów są niemal całkowicie matowe. To stworzenia imitacji szybek użyłem więc lakieru błyszczącego Anti-UV Varnish Premium od Modellers World. Jest to lakier akrylowy i chociaż dość rzadki i przygotowany do użycia w aerografie, w roli “szybek” też się sprawdził.
Po pomalowaniu wszystkich detali wnętrza zabezpieczyłem całość lakierem matowym również od Modellers World.
Malowanie wnęki podwozia było jednym z najbardziej upierdliwych zadań podczas budowy tego modelu. Po pokryciu całości metalizerem SM201 od Gunze, wszystkie żebrowania i wzmocnienia malowałem ręcznie pędzelkiem… Nie było to specjalnie pasjonujące zajęcie. Na koniec zastosowałem wash z koloru earthy grime.
Po wklejeniu imitacji chłodnic i pomalowaniu ich metalizerami (szybka i mało ciekawa część pracy) przyszła pora na połączenie połówek kadłuba. No i tutaj mały zonk. Po pierwsze połówki nie do końca do siebie pasują, a konkretnie nie schodzą się. Na początku myślałem, że to ja coś skopałem podczas budowy kokpitu, ale nie. Problemem okazały się zbyt duże kołki pozycjonujące połówki. Powiększyłem więc otwory na nie, ale dalej nie było idealnie, więc zastosowałem inna metodę: siłową. Dopiero później z innych relacji w internecie dowiedziałem się, że najlepiej większość tych kołków jest po prostu usunąć. Drugi zonk to imitacja linii podziałowej na pokrywie silnika. Wygląda ona strasznie – jest krzywa i zdecydowanie za gruba. Skończyło się na jej szpachlowaniu i ryciu od nowa. Oczywiście utraciłem przy tym wszystkie detale nitów.
Montaż komory podwozia do płata przebiegł już bezproblemowo.
Podobnie łączenie płata z kadłubem. Chociaż tutaj również było jedno miejsce w części dziobowej, które wymagało szpachlówki i gąbki ściernej. Najgorsze jest to, że te prace niweczą trud Eduarda włożony w oddanie nitowania. Niestety po jego wytarciu, w zasadzie nie ma dobrej opcji naprawy. Będzie ekstremalnie trudno odtworzyć nity w taki sposób by wyglądały tak jak te oryginalne. A trafić z rozstawem nitowadła to już jest cud, bo na każdej linii nitów wygląda to odrobinę inaczej…
No i mamy wszystkie podzespoły potrzebne do złożenia samolotu (no prawie, bo na zdjęciu brakuje zbiorników paliwa).
Samolot, którego miniaturę budowałem miał na grzbiecie dwie nietypowe anteny. Eduard dodał do blaszki specjalny szablon, który po przyłożeniu do górnej części kadłuba, miał wskazać miejsca wywiercenia otworów pod montaż tychże anten. Szablon po wycięciu wyżarzyłem nad płomieniem, bo musiał być zagięty na obłości. Wygrzanie blaszki znacząco zwiększa jej miękkość i podatność na rolowanie.
Po przyłożeniu szablonu punktakiem z igły krawieckiej wykonałem małe dziurki, które rozwierciłem wiertłem 0,5mm.
Przed malowaniem całości zamaskowałem co trzeba. Zatyczki do wnęki podwozia sprawdziły się pierwszorzędnie! Model natomiast został porządnie umyty odtłuszczaczem…
…a potem pomalowany podkładem.
Samolot, którego model wykonywałem, niemal w całości był srebrny, więc możecie zapytać dlaczego nie pomalowałem go czarnym połyskiem. Otóż po prześledzeniu zdjęć Mustangów z Iwo Jimy stwierdziłem kilka faktów: po pierwsze wcale nie były błyszczące, a płat miały w zasadzie matowy; po drugie dało się wyraźnie zauważyć różnicę pomiędzy szpachlowanym i malowanym płatem, a kadłubem pozostawionym w gołym aluminium; po trzecie nawet ten kadłub był nieziemsko brudny, poobtłukiwany i porysowany pozostając w najlepszym razie satynowy.
Zgodnie z instrukcją, części płata pomalowałem kolorem C8 od Gunze, a kadłub, klapy i lotki SM201 tego samego producenta. Zróżnicowanie kolorów uzyskałem metalizerami Xtreme Metal od AK. Wszystko ładnie się zgrało, więc mogłem pomalować inne kolory.
Maskę potrzebną do wykonania podkładu pod numer seryjny na ogonie wymierzyłem po prostu naklejając taśmę Tamiya na papier nałożony na kalkomanię. W takim wypadku nie było mowy o pomyłce w wymiarach.
Nie mogłem dobrać koloru opisywanego jako willow green więc sam go sobie wymieszałem. Z małym zapasem, który zostawiłem na ewentualne retusze.
Całość modelu pokryłem lakierem satynowym i wziąłem się za nakładanie kalkomanii, które siadły doskonale. Na poniższym zdjęciu widzicie naklejki ciągle z pozostawiona kliszą, która praktycznie znikała po potraktowaniu kalkomanii płynami do ich zmiękczania. Płynu Mark Fit Strong używam do wtopienia kalkomanii (po ich nacięciu) w linie podziałowe.
Ja zdecydowałem się jednak na usunięcie filmu, żeby maksymalnie usunąć możliwość zniszczenia efektu metalicznego i ewentualnej reakcji kalkomanii na chemie modelarską na późniejszych etapach.
Zastosowałem tutaj praktykę Kamila, którą opisał w swoim artykule. Ja naprawdę nie rozumiem ciągłego sarkania na tę możliwość, którą dają kalkomanie Eduarda. Po pierwsze nie trzeba tego wcale robić i ja na ten przykład nie zdejmuje filmu z napisów eksploatacyjnych i pomniejszych oznaczeń. Po drugie, po odpowiednim potraktowaniu kalkomanii płynami i zachowaniu ostrożności proces zdejmowania kliszy jest naprawdę bezproblemowy.
Po zabezpieczeniu kalkomanii do gry weszły produkty olejne. Ponownie zastosowałem washe od Modellers World wraz z ich rozcieńczalnikiem, ponownie z bardzo dobrym rezultatem. Ale postanowiłem przetestować rozcieńczalnik z innymi produktami. Okazało się, że świetnie działa z farbami olejnymi Abteilung 502 i Oilbrusherami od Ammo.
Tymi pierwszymi wykonałem pin-wash na całej powierzchni modelu, a tymi drugimi pierwsze imitacje zbrudzeń w okolicach powierzchni sterowych oraz w załamaniach bryły, tam gdzie mógł się gromadzić syf.
Tę samą procedurę przeszły wszystkie detale przygotowane na ostateczny montaż. Na poniższym zdjęciu doskonale widać jak kolor earthy grime świetnie, ale nie nachalnie, różnicuje odcień srebrnej farby.
Zgodnie ze zdjęciami archiwalnymi, łopaty śmigła potraktowałem płukanką farby olejnej by uzyskać efekt wypłowienia.
Długo myślałem nad tym, jak uzyskać widoczną na zdjęciach, charakterystyczną matowość płata w Mustangach z Iwo Jimy. W porównaniu do gołego aluminium na kadłubach te obszary wyglądały wręcz jak malowane na szaro. Postanowiłem zastosować tutaj jasne farby olejne, z których wykonałem “biedronkę”, a następnie rozcierałem je, blendowałem i ścierałem pędzelkiem lekko nasączonym w rozcieńczalniku. Było to raczej tapowanie pędzlem po powierzchni niż rozcieranie farby w jakimś kierunku.
Z kolei ciemnymi kolorami, na burtach wykonałem imitację brudu pomieszanego ze smarami, olejami i wyziewami z układu wydechowego. Podobnie jak na płacie, kolory mieszałem i blendowałem na powierzchni, powoli budując efekty zużycia powierzchni.
Rozcieńczoną do granic możliwości czarną farbą wykonałem imitacje kopci z półcalówek i wydechów. Zaskakujące, ale w porównaniu do innych samolotów amerykańskich z II Wojny Światowej, ślady po gazach wydechowych na Mustangach były bardzo oszczędne w formie i intensywności. Czasami wręcz niezauważalne.
Na spodnich powierzchniach zastosowałem paletę farb olejnych w kolorach ziemistych, powoli budując ślady po kurzu i błocie. Na mocowania zbiorników paliwa nałożyłem lekki filtr z Oilbrushera fresh engine oil, który miał imitować zacieki z paliwa zmieszanego z brudem.
Kolejny etap to tworzenie imitacji plam i zacieków z płynów eksploatacyjnych. Tutaj użyłem kolorów takich jak bitum, engine grease, fresh engine oil i industrial earth.
Procedury te powtórzyłem na ogromnych zbiornikach paliwa: od spodu wykonałem imitację zabrudzeń z ziemi i kurzu, a w okolicach wlewów paliwa zacieki rozlewające się wokół.
Ostatnim etapem był montaż wszystkich pomalowanych podzespołów. I tutaj mała wtopa ze strony Eduarda: golenie podwozia wchodzą za luźno i wypadają z gniazd. Wypustki mocujące są stanowczo za małe w stosunku do otworów, co skutkuje problemem z ustawieniem podwozia w odpowiednim ułożeniu i złapania geometrii. Przydałaby się tutaj trzecia ręka. Podobna sytuacja jest ze slotami na kołki mocujące klap, no ale problem o tyle mniejszy, że samolot na klapach nie stoi. Skończyło się na tym, że oprócz klejenia na Tamiya Extra Thin, mocowania goleni trzeba było podlać niemała ilością cyjanoakrylu.
Model Mustanga P-51D od Eduarda jest całkiem fajny, ale nie pozbawiony Wad. Po pierwsze kołki pozycjonujące połówki kadłuba bardziej przeszkadzają niż pomagają. W kolejnej miniaturze po prostu się ich pozbędę. Montaż tablicy z zegarami zgodnie z instrukcją jest niemożliwy: po prostu nie da się jej wsunąć. Pozostaje ją zamontować wcześniej lub upitolić boki pedałów orczyka. No i wspomniane wyżej “latające” golenie i klapy. Niemniej z rezultaty jestem zadowolony, a budowa dała mi sporo radości. Mała galeria poniżej:
Radek “Panzer” Rzeszotarski
P.S. Jeżeli podoba Ci się to co robię na KFS-miniatures możesz kupić mi kawę na buycofee.to
Spektakularne