Type 1 Chi-he Japanese medium tank
Malowanie z Hataka Orange cz. 2
Na początek polecam poprzedni wpis, w którym prezentowałem swoje pierwsze wrażenia z malowania Hatakami z linii pomarańczowej:
i przypominam poprzedni wpis, w którym opisywałem swoje pierwsze spotkanie z seria Na drugą ofiarę testów malarskich lakierów Hataka wybrałem sobie japoński czołg Typ 1 od IBG Models. Tutaj procedura była raczej podobna do tej z tankietki, aczkolwiek miałem zamiar podziałać trochę odważniej i bardziej zróżnicować powierzchnię.
Dla przypomnienia zdjęcia zestawu lakierów pomarańczowej serii, którymi pracowałem:
Pierwszym krokiem było pomalowanie całości modelu podkładem. Po przygodach z odłażącym primerem od AK Interactive (prawdopodobnie ze starości stracił swoje najlepsze cechy, w tym przyczepność do tworzywa), zdecydowałem się na podkład One Shot od Ammo Mig, gdyż wiele o nim dobrego słyszałem. Ale wybrałem go również dlatego, że nie jest to produkt hiszpańskiej firmy, a konfekcjonowany przez nich podkład amerykańskiej firmy Badger. Tak, czy siak siadł idealnie. Próbowałem go zadrapać paznokciem, ale bez powodzenia. Tak więc pierwsze wrażenie jest bardzo dobre.
Do pomalowania gąsienic użyłem rewelacyjnej farby Panzer Aces Track Primer. Rewelacyjnej pod względem koloru, bo gdy przyszło malować nią aerografem to porównania do lakierów firmy Hataka nie ma żadnego.
Jako pierwszy położyłem kolor najjaśniejszy, tak aby móc później łatwo go przykryć kolejnymi warstwami farby. Starałem się najlepiej jak mogłem podążać za wskazaniami instrukcji odnośnie rozmieszczenia i grubości pasów kamuflażu.
Następnie mieszanką koloru podstawowego z białym i żółtym wykonałem rozjaśnienia. Wykorzystując właściwości lakierów Hataki rozjaśnienia malowałem w formie delikatnego marmurka na powierzchniach poziomych i wertykalnych smug na powierzchniach pionowych. Chodziło mi o maksymalne zróżnicowanie barwy i efekt nierównomiernego płowienia farby połączonego z grą światła na pojeździe.
Po zamaskowaniu pierwszego koloru tą samą procedurę powtórzyłem z powierzchniami malowanymi brązem – z tą różnicą, że do mieszanki rozjaśniającej dodałem zamiast białego, farby szaropiaskowej. Dzięki temu uzyskałem kolor jaśniejszy, ale o podobnym tonie.
Po kolejnej warstwie plasteliny model już coraz mniej przypominał czołg. Tutaj trzeba było już zachować ostrożność, by nie zostawić wolnych miejsc pomiędzy kolejnymi warstwami blue-tacu.
Z dwóch znanych wariantów malowania późnego wybrałem to z użyciem koloru zielonego. Wersja z kolorem oliwkowym wydała mi się mniej kontrastowa i po prostu nudniejsza. Sama kolejność malowania była niezmieniona.
Po zdjęciu plasteliny moim oczom ukazał się taki widok:
Niestety maskowanie z użyciem plasteliny blue-tac niesie ze sobą ryzyko urwania niektórych drobnych elementów i tak też się stało w moim przypadku: musiałem dokleić przednią lampę i połówkę włazu dowódcy.
Kolejnym etapem było zrobienie przebarwień i rozjaśnień za pomocą farb olejnych. Wcierałem je suchym pędzlem bezpośrednio na lakiery Hataki. Dzięki ich lekko satynowej powierzchni oleje bardzo ładnie się rozprowadzały, a jednocześnie wcierały w poprzednie warstwy.
Kolejny etap to było proste pomalowanie detali za pomocą farb winylowych Vallejo i AK.
Po dwóch dniach, gdy miałem pewność, że farby olejne dobrze wyschły, nałożyłem kalkomanie według standardowej procedury. Następnie cały model psiknąłem satynowym lakierem Hataka. Otrzymałem bardzo ładną, gładką powierzchnię, na którą planowałem położyć wash. W porównaniu do winylowych lakierów błyszczących albo sidoluksu, lakier Hataki dał zdecydowanie cieńszą powłokę nie zalewając detali. Szkoda tylko, że buteleczka z nim nie ma zakraplacza. Kształt otworu butelki nie jest zbyt przyjazny przy nalewaniu niewielkich ilości płynu, więc trzeba się zaopatrzyć w pipetę – dzięki niej będziemy mięli dodatkowo temat do rozmów ze współmodelarzami.
Paneliner od Tamiya rozpływał się w szczelinach, zagłębieniach i wokół detali bardzo ładnie. Nie tworzył na powierzchni brzydkich plam i zacieków, ale nie tworzył również wyraźnych odciętych linii. Nadmiar ścierałem gąbkami Mr. Clean Tool II i pędzelkiem zwilżonym white spiritem. Jestem bardzo zadowolony z tego jak się pracowało z washem na lakierze Hataki, chociaż efekt nie jest taki jak na lakierze błyszczącym – jest bardziej subtelny i delikatniejszy.
I w tym momencie kończy się rola lakierów Hataka Orange Line. Dalej to już wiadomo: siuwaksy, pigmenty i popiół z papierosa. Ale to jeszcze nie koniec moich testów tych farb. W kolejnej odsłonie postaram się zmierzyć z techniką black&white – zobaczymy jak farby polskiego producenta poradzą sobie z w przypadku konieczności nakładania ultra cienkich i transparentnych warstw.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
Dzien dobry !
Przepraszam ze sie wtracam. Czy zna Pan produkt nazywany “silly putty”? To jest cos podobnego do plasteliny ale nie przywiera tak mocno jak plastelina. Dosc popularne i tanie. Sprzedaje sie jako zabawka.
Pozdrawiam i gratuluje . Pieknie pomalowany mikrus.
Dzięki za miłe słowa i informację. Słyszałem o tej plastelinie, ale nie używałem jeszcze. Być może do następnych maskowań już się skuszę, bo urwane części są dosyć irytujące.