1/48 The Spitfire Story: The Few
Supermarine Spifire Mk.I
Dual Combo Limited Edition
Eduard – 11143
Nie jest tak, że na rynku nie było dobrego modelu Spita Mk.I w 1/48. Dwa lata temu jego miniaturę zaoferowała Tamiya i jak to Tamiya, oddała w ręce współmodelarzy kawałek świetnie opracowanego plastiku. Mimo to, wciąż wielu z nich oglądało się na Eduarda i czekało na model wczesnych Spitfajerów od tego czeskiego producenta. Z różnych względów – nie tylko z powodu ceny modelu japońskiego. Bo Edek to jednak zdecydowanie większa szczegółowość, lepsze detale i co ważne – więcej wariantów. Nie wspominając o nitowaniu, które to Tamka konsekwentnie ignoruje. No i ci, którzy czekali, wreszcie się doczekali. Na początek limitowanej edycji (i to zaczyna być standardem u Eduarda), w dodatku Dual Combo:
Zanim przejdę do omówienia szczegółów tego konkretnego zestawu, zerknijmy na ramki z elementami wczesnych Spitfajerów. Wszystko wskazuje na to, że to jeszcze nie wszystko, co szykują Czesi (o czym dalej), ale zasadniczą większość wyprasek już znamy. Przede wszystkim te z wszelaką drobnicą, a zatem wyborem różnych detali charakterystycznych dla więcej niż jednego wariantu modelu. W pierwszej kolejności ramka z elementami przeźroczystymi, która zawiera bogaty wybór wersji oszklenia, zarówno w opcjach zamkniętych, jak i otwartych. Uwagę zwraca przy tym nietypowy jak na Edka kształt – bo dotychczas zwykł on wtryskiwać szkiełka w wypraski w kształcie koła
Jak widać, oszklenie jest dość klarowne i cienkie, ale jednak nie zaszkodzi mu drobna polerka. Na szczęście to jedyny mankament – mimo mocno nieregularnych kształtów limuzyn, zniekształcenia nimi powodowane są naprawdę minimalne
Co jest standardem, w kolejnych ramkach znajdziemy wszelką drobnicę – ponownie z wyborem detali dla różnych odmian maszyny
Mamy więc to, do czego Eduard już nas przyzwyczaił – całe mnóstwo często bardzo filigranowych, ale jednak ostrych detali. Niektórzy mogą odnieść wrażenie, że pod tym względem zestaw jest nawet odrobinę przekombinowany – ale dla nich jest model Tamiyi… W każdym razie prezentuje się to wszystko całkiem imponująco
Jak widać, nie obyło się jednak bez zdrad. Bo to, że w niemal każdej kostce z numerem elementu widać jamkę skurczową to tylko zapowiedź tego, że w kilku grubszych elementach również znajdziemy podobne dziury. Czasem mało eksponowane…
…ale czasem naprawdę fatalne, bo jednak wydechy tak wyglądające zakrawają na skandal
I nie jest to jednostkowy przypadek – w obydwu modelach w moim zestawie sytuacja jest podobna…
…a nie trzeba długo przegrzebywać internetów, by odnaleźć utyskiwania na ten problem w zasadzie przez każdego posiadacza tego modelu. Oczywiście Eduard przygotował żywiczne zamienniki, ale to nie zmienia faktu, że mamy tu do czynienia z brakoróbstwem. Jak również z dość ekscentrycznymi pomysłami, które tylko generują podobne problemy – bo ktoś wpadł na pomysł, aby opony odlać w jednym kawałku, a nie jak zazwyczaj – podzielone na dwie połówki
Mamy zatem kolejne masywne elementy, które proszą się o zapadanie tworzywa. Proszą się i dostają, czego chcą
Zamienniki przydadzą się również dla uzbrojenia, choć bardziej dla wygody (bo nie będą wymagały obróbki, jak te plastikowe) i efektu, niż dlatego, że te z w modelu są spartaczone
W zestawie mamy kilka różnych wersji śmigieł i kołpaków. Uwagę przy tym zwraca sposób, w jaki zaprojektowano wersję dwułopatową, z dość oryginalnym podziałem
Śmigło z trzema łopatami ma już typową konstrukcję…
…podobnie jak kolejne dwa, które wraz z innymi detalami trafiły do mniejszej ramki
Tutaj na uwagę zasługują następne warianty fotela pilota, bo śmigło jak śmigło – po prostu różne wersje łopat
Wiele przy tym wskazuje na to, że Eduard w zanadrzu ma jeszcze kolejne podobne nieduże ramki z drobiazgami charakterystycznymi dla dalszych odmian wczesnych Spitów. Dla przykładu – sporo jest lamentów, że Kniaź Vlad pożałował wariantów pompy mechanizmu składania podwozia. W dużej ramce znajduje się tylko bardzo wczesna, ręczna jej wersja
Niby w ramce znalazło by się miejsce na jej automatyczny odpowiednik, ale rzecz jest odrobinę bardziej skomplikowana – nowa tutaj niezbędna będzie również burta kabiny, bo ta w zestawie jest przystosowana wyłącznie do pompy z wajchą. W Tamce są obydwie wersje, ale detali we wnętrzu jest po wielokroć mniej, więc łatwiej o uniwersalność podzespołów
Ramka z płatem nie zaskakuje – mamy dokładnie tę samą jakość, jaka znana jest już z dotychczasowych miniatur Spitfajerów Eduarda
Nowa jakość pojawia się za to w przypadku kadłuba. A w zasadzie nowe ficzery – bo wykończenie powierzchni – a zatem wszelkie detale, linie podziału, inspekcje są takie jak zwykle – ostre, cienkie, wyraźne
Delikatne, ale wyraźne są również nity na powierzchni. Tym jednak razem nie tylko w postaci drobnych otworków, ale również wypukłe!
Również delikatne, co ważne, spójne i konsekwentne pod względem wielkości (co nie wszystkim się udaje). Szkoda jedynie, że na którejś z ramek nie umieszczono ich zapasu. Bo podczas obróbki i sklejania cośtam może ulec uszkodzeniu. A naprawa czy też odtworzenie wypukłego nitowania już tak prosta nie jest jak w przypadku wklęsłego. A tak, można by odciąć nit z ramki i przykleić we właściwe miejsce. Skoro o ramkach mowa, to już w omawianym tu zestawie, te z elementami kadłuba pojawiają się w dwóch wariantach…
…na pierwszy rzut oka identycznych (a wrażenie dodatkowo potęguję dziwny ogryzek z literką A, który nie ma nic wspólnego z faktyczną numeracją katalogową tych wyprasek – odpowiednio 82160B i 82160C). Różnice jednak są. Choćby w rejonie mocowania anteny czy zbiornika paliwa
Tyle o plastiku. Z uniwersalnych komponentów wymienić można jeszcze kalkomanię z napisami eksploatacyjnymi
Jak widać, Edek coraz lepiej radzi sobie z drukiem nawet najdrobniejszych napisów. Coraz lepiej radzi sobie również z drukiem na blachach fototrawionych (choć jak wiadomo, całkiem nieźle to ogarnia już od dawna, tylko niekoniecznie w swoich zestawach). Idealne to nie jest, wciąż kilka okrążeń w tyle za Yahu, ale ogólnie wygląda naprawdę przyzwoicie, również w porównaniu z wersją w formie kalkomanii
Powoli przechodzimy więc do omówienia zestawu The Spitfire Story: The Few. Tak prezentuje się inwentaryzacja zawartości pudełka
Oprócz tego, jak w każdym Profipacku, jest też arkusik z maskami do malowania oszklenia (co ciekawe – wyłącznie oszklenia, bo zwyczajowych masek na koła nie ma)
W komplecie dostajemy 10 wariantów malowania – anonsowanych już na boku pudełka
Nie jest tu przesadnie pstrokato, a najciekawsze rzeczy dzieją się zazwyczaj na spodzie kadłuba. Ale cóż – niczego innego po tej tematyce spodziewać się nie można było
Wszelkie potrzebne do nich oznaczenia zebrane są na dwóch arkuszach – jednym z literami kodowymi…
…i drugim, kolorowym, z rondlami, godłami i inna drobnicą
Jedne i drugie drukowane przez Eduarda. I teraz tak – litery.., pomijam to, że są jakieś takie podejrzanie ciemne, ale może to kwestia kontrastu z jasnym papierem, a na tym obrzydliwym kamuflażu nabiorą blasku. Gorzej, że kolor nie jest gładki. No chyba, że o czymś nie wiem i tak to powinno wyglądać – jak dżinsy na lewą stronę przekręcone
Na szczęście do kolorowych nalepek już trudno zgłaszać podobne zastrzeżenia
Na koniec wreszcie – miły dodatek do zestawu – żywiczny ludzik
Postać ma przedstawiać Douglasa Badera, choć moim zdaniem nie miał on tak wielkiego łba
Odlew – jak to u Eduarda – wysokiej jakości. Rzeźba (na moje oko – analogowa) również całkiem fajna, choć nagromadzenie detali, fałd i temu podobnych sprawia, że najgorsze, co można jej zrobić, to łoszyk i przeciągnięcie suchym pędzlem
Porównanie z figurką z ICM pokazuje, że ludzik zasadniczo trzyma gabaryty typowe dla skali 1/48 (nie licząc łba jak sagan)
Brakuje jedynie jakiegoś choćby podstawowego schematu malowania tej figurki. Instrukcja pokazuje tylko jak ją posklejać (bo to wyzwanie przecież…). Skoro o instrukcji mowa, to przed przystąpieniem do prac (lub przed przystąpieniem do podziału modelu, jeśli był kupowany spółdzielczo) trzeba ją naprawdę skrupulatnie przestudiować (i nie mam tu na myśli lektury przepisanej Wikipedii)…
…choćby po to, by wybrać odpowiedni kadłub dla planowanej wersji malowania. A Edek przynależność alternatywnych elementów do poszczególnych malowań sygnalizuje jak zwykle w umiarkowanie przejrzysty sposób
Podsumowując – Eduard co prawda powoli, ale jednak systematycznie podnosi jakość swoich opracowań. Co prawda przy okazji nie udaje mu się uniknąć jednak kompromitujących niedociągnięć (jak choćby te wszechobecne skurcze tworzywa, które są ewidentnie brakoróbstwem, a nie wynikiem złego opracowania modelu). Szkoda jedynie, że nie 1/72…
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
P.S.’ Co prawda malowania nie są najmocniejszą stroną tego zestawienia, ale gdyby jednak komuś było mało dwóch samolotów, to pozostałe nalepki może wykorzystać sięgając – jak zwykle zresztą – po zestawy Overtrees
1/48 Spitfire Mk. I early OVERTREES
Eduard – 82151X
1/48 Spitfire Mk. I late OVERTREES
Eduard – 82152X
Tylko tutaj wciąż pojawiają się dwa drobne kłopoty. Po pierwsze, nie ma pasów. Te jednak można dobrać sobie samodzielnie lub w komplecie z oferty dodatków
..albo sięgnąć po LEPT-a, czyli oferowaną osobno blaszkę z zestawu profipack:
1/48 Spitfire Mk. I PE-set
Eduard – 82151-LEPT
Nawet jednak z tą blaszką zestaw kompletny nie będzie. Bo wracając do nalepek – potrzebne jeszcze są kolejne napisy eksploatacyjne. Te są na osobnym arkuszu, zatem nie dziwi, że są również dostępne jako osobny produkt
1/48 Spitfire Mk. I stencils
Eduard – D48064
Zestawy przekazane do recenzji przez firmę Eduard
Bardzo ciekawa subiektywna ocena. Ja jednak jestem zwolennikiem modelu z kraju kwitnącej wiśni!